„W Saskim Ogrodzie koło fontanny...”
Jest to Saski Ogród. Nazwany tak dlatego, że kazał go zasiać niejaki król August Sas. Jak wiadomo, był on facetem tronkowem i jak sobie podchromolił, czyli znajdował się «na gazomierzu», siadał sobie w Saskiem Ogrodzie pod fontanną z dubeltówką w ręku. Magistrackie ciecie napędzali od bramy na Królewskiej różną zwierzynę, którą w klatkach z lasu w tem celu przywozili. A król spod fontanny trzask co i raz do której sztuki z dubeltówki. Możem sobie wyobrazić, co się wtenczas w Saskiem Ogrodzie działo. Niańki z wózkami do Marszałkowskiej albo Niecałej smarowali. Kupcy zapychali kłusem za Żelazną Bramę. Krzyk, dym, huk, jednem słowem, Sodoma Gomora. A podgazowany król się tem nie przejmał, tylko co i raz inne zwierzynę brał na muchę albo w górę strzelał, żeby publikie straszyć.
„Śmiech śmiechem” - Stefan Wiechecki.
Historia Ogrodu Saskiego
Ogród Saski jest od pokoleń miejscem spotkań i odpoczynku. Odwiedzają go mieszkańcy i przyjezdni już od blisko trzystu lat, od momentu, gdy powstał z inicjatywy króla Augusta II Sasa. Król chciał wznieść wspaniałą rezydencję, która byłaby godną oprawą jego majestatu. Wzorując się na Wersalu Ludwika XIV, zlecił zaprojektowanie Osi Saskiej architektom z Drezna. Wprowadzili oni do Warszawy nurt późnego baroku. Kształtowanie założenia Osi rozpoczęło się w 1713 roku, a jego realizacja trwała około czterdziestu lat, aż do panowania kolejnego króla – Augusta III. Oś zaczynała się bramą z fosą przy Krakowskim Przedmieściu, potem biegła przez plac Saski, wyeksponowany pałac, następnie przez ogród, gdzie znajdował się centralny punkt założenia, czyli Wielki Salon, dalej były Żelazna Brama, plac i droga do dzisiejszej ulicy Chłodnej. Po bokach tej drogi rozmieszczono koszary wojskowe, które pełniły funkcje obronne. Stoją tam dzisiaj Hala Mirowska i Hala Gwardii. Podczas wjazdu do Warszawy od zachodu można było podziwiać spektakularny widok na prostą drogę z budynkami koszar po bokach, kończącą się w oddali Wielkim Salonem i Pałacem Saskim. Pałac projektowano według zasady „między dziedzińcem a ogrodem” – dziedziniec był przedsionkiem pałacu, a ogród rozszerzeniem jego salonów.
Ogród epoki saskiej wyróżniały „haftowane partery”, czyli specjalnie nisko przystrzyżone żywopłoty, wycięte na kształt haftu. Na krańcach rosły niskie drzewa i ściany z krzewów. Zielone labirynty prowadziły ku ukrytym domkom do gry w karty, a w liściastych niszach stały ławki i rzeźby. Typowy dla ogrodu barokowego był brak naturalnie rosnących drzew. Teren bliżej pałacu był przegrodzony sztachetami i dzielił się na dwa ogródki - króla i królowej. Ogród otoczony był bastionowym murem z bramami. Do celów publicznych otwarto go 27 maja 1727 roku, aczkolwiek tylko dla „lepszego towarzystwa”.
Wielki Salon
Ostateczny kształt ogrodu został ustalony za panowania Augusta III. Powstało wtedy wiele nowych obiektów, a także dokończono realizację istniejących już budowli, takich jak Wielki Salon, który umieszczono centralnie na Osi Saskiej. Dzisiaj w tym miejscu jest skrzyżowanie głównej alei ogrodowej z alejką biegnącą równolegle do torów tramwajowych przy ul. Marszałkowskiej. Uważa się, że pawilon ten miał służyć jako wieża ciśnień dla ostatecznie niewykonanych fontann, a stał się wielką salą biesiadną. Miał 21 metrów wysokości, w środku rozstawiano stół na ponad stu gości, a na piętrze przygrywała orkiestra. To tu odbywały się uroczystości półprywatne króla. 26 lipca 1735 roku August III wyprawił imieniny Cesarzowej Rosyjskiej. W ogrodzie zorganizowano karuzel, czyli zabawę rycerską polegającą na popisach sztuki jeździeckiej i władania bronią. Odbywał się on wokół Wielkiego Salonu, skąd zmagania króla i dworzan mogła oglądać królowa z damami dworu. Biorący udział w zabawie kawalerowie ubrani byli w identyczne stroje: suknie zielone ze złotem, kamizelki białe złotem wyszywane i kapelusze wyszywane złotą koronką z zielonymi kokardami. Na czele kadrylu królewskiego szli dwaj sędziowie z szablami, potem czterech laufrów i dziesięciu paziów z dzidami i dzirydami, dalej król, za nim dwunastu kawalerów parami z pałaszami, a pomiędzy końmi służący z dzidami i oszczepami. Gdy królowa z synem Fryderykiem Krystianem i całym dworem zajęła miejsca w Wielkim Salonie, odezwały się trąby i rozpoczęły gonitwy, a także m.in. zdejmowanie pierścieni i ścinanie sztucznych głów. Królowa rozdała nagrody, a potem wszyscy przenieśli się do pałacu przy odgłosie trąb i kotłów. Natomiast w przybudówkach Wielkiego Salonu odpoczywano lub oddalano się tam na rozmowy prywatne.
Tydzień później, podczas imienin króla najważniejszych gości zaproszono do Wielkiego Salonu, a pozostałych do namiotów rozbitych po jego obu stronach. Wszyscy wzięli udział w zawodach strzelania do tarczy, gdzie główną nagrodą było ciasto marcepanowe udekorowane wieńcem laurowym i pierścień wysadzany brylantami, na wstążce złotej, na której wyryte były słowa: Vive le Roi August III (Niech żyje król August III). Mniej cenne nagrody przyznawano w kolejnych seriach zmagań. Król wygrał marcepan i kieliszek wina, książę Lubomirski talerz grochu ze słoniną, a hrabia Moszyński talerz śledzi z kiszonymi ogórkami. Na koniec było strzelanie za kosztowności i pieniądze. Wygrał oczywiście król – tabakierkę z własnym portretem. Czwarta nagroda była arcyinteresująca – porcelanowy niedźwiedź w stroju kobiecym ze szlafmycą na głowie, stojący na wielkiej tacy.
Dach Wielkiego Salonu był ruchomy, po jego otwarciu odpalano zimne ognie. Za panowania Stanisława Augusta Poniatowskiego doszło tam do eksplozji fajerwerków, a dach nie został na czas otwarty i spłonął. W 1804 roku lokalne władze pruskie nakazały rozbiórkę pawilonu, ale wstrzymał ją spóźniony rozkaz z Berlina. Uratowany fragment altany służył jako letni bufet i cukiernia Lessla, która słynęła z wyśmienitych karmelków. Ostatecznie budynek został rozebrany w 1817 roku podczas przekształcania ogrodu z barokowego w krajobrazowy.
W pierwszym rzędzie
Dwór króla Augusta III swoją obecnością czynił Warszawę okresowo muzyczno-teatralnym centrum Europy Środkowo-Wschodniej. W 1748 roku planowano tu dłuższy pobyt władcy, dlatego postanowiono w Ogrodzie Saskim wznieść Operalnię, czyli budynek teatru dworskiego. Był to pierwszy wolnostojący budynek teatralny w Polsce. Miał cztery kondygnacje, parter dla orkiestry, trzy piętra lóż, obszerną scenę i bogate zaplecze techniczne. By nie dochodziło do klasowego czy środowiskowego przemieszczania się widzów, dwór opracował dokładny rozkład miejsc. Na parterze były dwie loże dla rodziny królewskiej, na następnych piętrach zasiadali kolejno nuncjusz apostolski, ambasadorzy, damy i kawalerowie, a na samej górze szlachta i oficerowie. Budynek mieścił blisko 600 widzów. Inauguracja Operalni odbyła się 3 sierpnia 1748 roku, ale najważniejszą datą dla tego miejsca był 19 listopada 1765 roku, kiedy to wystawieniem sztuki „Natręci” Józefa Bielawskiego rozpoczęła się historia polskiego Teatru Narodowego. Siedem lat później Operalnię zburzono.
W 1823 roku w jej miejscu wybudowano ujeżdżalnię wojskową projektu Jakuba Kubickiego. Było to miejsce przeznaczone do nauki jazdy konnej, trenowania skoków przez przeszkody i uczenia koni chodzenia w szyku paradnym. Oprócz typowo hipicznych zajęć, odbywały się tam cyrki, występowały trupy dramatyczne, a nawet organizowano wystawy płodów rolniczych.
Instytut Wód Mineralnych
4 lipca 1847 roku samotnie stojąca ujeżdżalnia otrzymała doborowe towarzystwo, wówczas bowiem otwarto obok Instytut Wód Mineralnych dr. Struvego. Budowlę stworzono na wzór rzymskich term Dioklecjana, zaprojektował ją Henryk Marconi, a sfinansował kupiec warszawski Jan Flatau. Zdobiły ją figury alegoryczne przedstawiające Hipokratesa, higienę, chemię i przyrodę oraz cztery antykizowane popiersia znanych warszawskich lekarzy. Nad wejściem znajdował się zegar podtrzymywany przez dwa delfiny. Gdy wskazywał 5:30 rano, przychodzili pierwsi kuracjusze. Wody mineralne, sztuczne i naturalne w bardzo szerokim asortymencie wydawano aż do godziny 21:00. Na miejscu urządzono laboratorium, które destylowało i mieszało najrozmaitsze składniki wód sprzedawanych potem na szklanki, butelki, a później w syfonach. Sezon leczniczy trwał od maja do września.
Instytut był odwiedzany i przez zdrowych, i chorych. Jego stali bywalcy zwani byli filarami Saskiego Ogrodu. Jak podają relacje pamiętnikarskie, między 7:00 a 10:00 koncentrowało się tam życie towarzyskie Warszawy. Był to letni salon mody damskiej i męskiej, gdzie panny z prowincji prezentowały się w pięknych sukniach, licząc na znalezienie kandydata na męża, a młodzi, elegancko ubrani łowcy posagów szukali ofiar dla swych niecnych celów. Przychodzili tacy, co tylko spacerowali i obserwowali śmietankę towarzyską, ale też melomani, których do Instytutu wabiły występy orkiestry, grającej codziennie przez dwie godziny w muszli koncertowej.
Lokale dla spragnionych
W Ogrodzie Saskim były też atrakcje dla amatorów piwa. W pawilonie ujeżdżalni, przekształconym pod koniec lat 70. XIX wieku w budynek giełdy warszawskiej, ulokowała się Café de la Bourse. Oferowała ona „kuracje trunkowe”, m.in. „piwo pilzneńskie kuracyjne nie fałszowane na kufle po 10 kopiejek”.
Gdzie jeszcze w Ogrodzie można było napić się piwa? W bufecie Teatru Letniego. Drewniany teatr wybudowano jako tymczasową siedzibę Teatru Wielkiego, który remontowano. Ta prowizorka, jak to prowizorki w naszej stolicy, miała się dobrze, a nawet więcej – była uznanym teatrem wśród mieszkańców, gdzie wystawiano opery, operetki i sztuki, głównie komedie, gdzie występowały najwybitniejsze polskie gwiazdy. To tam Stanisław Moniuszko dyrygował swoimi operami, a Helena Modrzejewska pożegnała się z warszawską publicznością rolą Ofelii w „Hamlecie”. W 1902 roku w budynku odbyły się premiery filmów wyprodukowanych przez pierwszą polską wytwórnię „Pleograf”. Złośliwi nazywali teatr drewnianą budą, bo mimo że drewniane ściany zapewniały świetną akustykę, to zimą nie trzymały ciepła i publiczność musiała siedzieć na widowni w futrach. Dotrwał do września 1939 roku, kiedy to zamieniono go na skład amunicji dla baterii dział przeciwlotniczych, po czym został trafiony niemiecką bombą i spłonął.
Ślady historii w Ogrodzie Saskim
Drugą wojnę światową przetrwały Wodozbiór wzorowany na świątyni Westy w Tivoli i fontanna zaprojektowane przez Henryka Marconiego. Wodozbiór był faktyczną wieżą ciśnień, a nadmiar wody miała z niego odbierać pobliska sadzawka. Powstała po usypaniu wzgórza pod wodozbiór, a pierwsze próby napełniania jej wodą prawie zatopiły piwnice Pałacu Brühla, bo grunt był przepuszczalny. W 1862 roku w sadzawce pojawiły się kwiaty i fontanna chłopca z łabędziem. Natomiast dopiero pod koniec lat 70. XIX wieku utwardzono dno i wpuszczono wodę. Ten ogrodowy zbiornik pełnił wspaniałą rolę zimą, gdy stawał się lodowiskiem licznie odwiedzanym przez warszawiaków, którzy wyborowo bawili się przy dźwiękach grającej orkiestry. Dziś umilają czas w Ogrodzie dźwięki akordeonisty, który lubi grać przy fontannie Marconiego. Fontanna już od 187 lat zdobi Ogród Saski, doczekała się wielu piosenek i wierszy na swoją cześć.
Obok fontanny stoi zegar słoneczny ufundowany przez Antoniego Magiera, jednego z najbardziej zasłużonych mieszkańców miasta. Magier był fizykiem, historykiem Warszawy, autorem „Estetyki miasta stołecznego Warszawy”. Był nazywany warszawskim barometrem, ponieważ zajmował się badaniami meteorologicznymi i gdy wychodził z parasolem, wiadomo było, że będzie padać deszcz. W głównej alei Ogrodu wystawiono w 1887 roku kiosk meteorologiczny, który był świadectwem osiągnięć techniki. Warszawiacy uważali, że zegar z kiosku chodzi bardziej punktualnie niż ten na wieży ratuszowej i to według niego regulowali swoje zegarki.
Dziś w głównej alei przyglądają się nam z cokołów postacie mitologiczne, personifikacje pór roku, dziedzin nauki i sztuki oraz pojęć abstrakcyjnych, takich jak intelekt. Rzeźby te mają różne atrybuty i dawniej rozumiano ich znaczenie, ale z czasem konieczne było zamieszczenie podpisów, które jak się okazuje w większości są mylne. Dziś przy tych postaciach można także spotkać ulubionego pana wszystkich dzieci z okolicy, który umila najmłodszym czas, puszczając przepiękne kolorowe bańki mydlane.
Ciekawe jest to, że nigdy w Ogrodzie Saskim nie było latarni gazowych, tylko olejowe, a potem elektryczne. Wynikało to z troski o drzewa, gdyż uważano, że wkopanie rur w podłoże może im zaszkodzić. Gdy ogląda się dawne zdjęcia Ogrodu, czasem widać wiszące przewody elektryczne, a nawet zasłaniające kadr żarówki, które wisiały nad główną aleją.
W latach 30. XX wieku zachodnia część Ogrodu Saskiego została odcięta przedłużeniem ulicy Marszałkowskiej do pl. Żelaznej Bramy, a w czasie wojny drzewostan został zniszczony. A jednak Ogród pięknie się odrodził po tych zawirowaniach i nadal jest miejscem spacerów zakochanych, rodziców z dziećmi – nic się pod tym względem nie zmieniło. Jak mawiał Bolesław Prus, warszawskie dzieci chyba wcale nie rosną, bo lata mijają, a ich wciąż tu pełno.
Autor: Marta Gawryluk
Artykuł ukazał się w magazynie „Stolica” nr 6-8, czerwiec-sierpień 2022