Pałac Ossolińskiego–Brühla do 1918 roku
Trzysta lat z dziejów warszawskiej rezydencji
Warszawska rezydencja przy ulicy Wierzbowej, powszechnie nazywana Pałacem Brühla lub Sandomierskim, należała do najciekawszych przykładów architektury nowożytnej w Polsce. Dziś obiekt nie istnieje, lecz znacząca liczba materiałów archiwalnych (źródeł rękopiśmiennych, rysunków architektonicznych, dzieł sztuki czy przedwojennych fotografii) pozwala na prześledzenie jego skomplikowanej historii. Pałac wielokrotnie przebudowywano, lecz wszystkie fazy przekształceń niezmiennie charakteryzowały się nowatorskimi rozwiązaniami technologicznymi oraz wysokim poziomem artystycznym.
Rezydencja magnata czy siedziba urzędu kanclerskiego? Pałac Sandomierski w XVII wieku
Na początku lat 40. XVII wieku na terenie posesji wzniesiono pałac dla wojewody sandomierskiego Jerzego Ossolińskiego. Prace postępowały niezwykle szybko: budowę rozpoczęto w 1641 r., a już w kolejnym roku jeden z kluczowych pamiętnikarzy tego czasu – Albrycht Radziwiłł – odnotował, że rezydencja była ukończona i podejmowano w niej gości. Szczegółowy opis budowli zaprezentował Adam Jarzębski, który zwrócił uwagę przede wszystkim na bogatą szatę architektoniczną, określoną mianem „włoskiego murowania”, oraz na przepych dekoracji wnętrz i elewacji. Główną fasadę zdobiły cztery posągi królów, a nad głównym, marmurowym portalem, widoczna była rzeźba kobiety z atrybutami męstwa i bogactwa - personifikacja Rzeczypospolitej. Najważniejszym pomieszczeniem pałacu była dwukondygnacyjna sala o powierzchni ok. 120 m2. Usytuowano ją na piano nobile, czyli pierwszym piętrze, które zgodnie z tradycją pełniło główne funkcje reprezentacyjne. Górujące nad budynkiem wypiętrzenie pomieszczenia widoczne jest na przykład w tle portretu Ossolińskiego. Salę zdobiły marmurowe elementy wystroju (portale i kominek), portret konny Władysława IV, malowidła batalistyczne nawiązujące do dziejów przodków właściciela i monumentalna polichromia stropowa. Interesującym dopełnieniem wystroju były popiersia rzymskich cesarzy, przywiezione prawdopodobnie z Rzymu. W siedzibie kanclerza zastosowano też nowoczesne rozwiązanie technologiczne w postaci dwóch dźwigów osobowych, z przeciwwagą umieszczoną w kominach. Windy znajdowały się w sześciobocznych alkierzach, przy apartamentach pana i pani domu.
Ambitny program ideowy w pełni odpowiadał oczekiwaniom i poziomowi intelektualnemu właściciela. Jerzy Ossoliński należał do najwybitniejszych dyplomatów w nowożytnej Rzeczypospolitej, ponadto był jednym z najlepiej wykształconych magnatów (uczył się między innymi w Grazu, Lowanium, Padwie i Bolonii). Podziw współczesnych budziła też doskonała znajomość języków obcych, znacznie przewyższająca umiejętności innych przedstawicieli elit – kanclerz płynnie mówił po włosku, francusku, hiszpańsku, angielsku i niemiecku. Co ważne, wojewoda sandomierski był jednym z najbliższych współpracowników Zygmunta III Wazy, a następnie Władysława IV. Najsłynniejszym epizodem z działalności dyplomatycznej Ossolińskiego był wjazd do Rzymu w 1633 roku: głównym celem poselstwa było ślubowanie papieżowi posłuszeństwa w imieniu nowo wybranego króla. Splendor entraty (czyli paradnego wkroczenia do miasta) podnosiła obecność wielbłądów, wysadzanych kamieniami szlachetnymi siodeł i uzd czy złotych podków – które celowo słabo umocowano w kopytach dwóch koni, by orszak zgubił je na oczach tłumu. Kontakty międzynarodowe należały do stałych obowiązków kanclerza i właśnie im została podporządkowana warszawska rezydencja. Termin pałac dziś kojarzy się z reprezentacyjnym miejscem zamieszkania – omawiany gmach pełnił jednak przede wszystkim funkcje urzędowe, a prof. Jerzy Lileyko słusznie przyrównał go do późniejszej siedziby Ministerstwa Spraw Zagranicznych.
Wskutek małżeństwa córki Jerzego Ossolińskiego już w połowie XVII wieku pałac przejął Aleksander Lubomirski, który na początku lat 80. rozpoczął przebudowę pod kierunkiem jednego z najwybitniejszych twórców tego okresu – Tylmana z Gameren. Na zachowanych projektach tego architekta widoczne są propozycje powiększenia powierzchni użytkowej, a zarazem nadania bryle bardziej dynamicznej formy. Rozpoczętą przebudowę sfinalizował przedstawiciel kolejnego pokolenia, Józef Karol Lubomirski, który zatrudnił nowego architekta, Simone Giuseppe Bellottiego. W efekcie przekształceń do rezydencji dostawiono kwadratowe alkierze, a dawne sześcioboczne wieżyczki zastąpiono pawilonami na rzutach prostokątów.
Splendor czasów saskich
Kluczowe znaczenie dla architektury dawnego pałacu Sandomierskiego miała epoka Wettynów. Po Lubomirskich posesję przejęli książęta Sanguszkowie, a w latach 1721-1733 rezydencja znajdowała się w rękach samego Augusta II Sasa – dla monarchy powstały między innymi projekty nowej sali balowej. Jednak szeroko zakrojoną inwestycję związaną z przebudową całego kompleksu przeprowadził dopiero Heinrich von Brühl. Saski minister cieszył się zaufaniem Augusta III i był jednym z najwybitniejszych mecenasów, a także znawców sztuki w skali ówczesnej Europy. Podjęcie przez tego polityka decyzji o zakupie posesji w 1750 roku wynikało ze świadomego dążenia do umocnienia swojej pozycji w środowisku polskiej magnaterii. Nie bez znaczenia pozostawało też bezpośrednie sąsiedztwo Pałacu Saskiego, przez co już w samej przestrzeni Warszawy Brühl zamanifestował swój prymat na dworze królewskim i bezpośredni dostęp do monarchy. Niezwykle interesująco przedstawiają się dzieje przebudowy. Na zlecenie nowego właściciela dawnego pałacu Sandomierskiego powstało kilkadziesiąt projektów, przygotowywanych przez czołowych architektów związanych z mecenatem monarchy. Rysunki, znajdujące się w zbiorach drezdeńskiego archiwum, uświadamiają wysokie wymagania mecenasa: na rzuty nanoszono wielkokrotne poprawki, przygotowywano wersje różniące się jedynie detalami – tak, by sprostać oczekiwaniom ambitnego ministra. W czasie prac prowadzonych w latach 1756-1759 zrealizowane zostały koncepcje, które opracował dyrektor Saskiego Urzędu Budowlanego w Warszawie, Johann Friedrich Knöbel. Pałac zyskał szatę architektoniczną zgodną z najbardziej aktualnymi tendencjami, pojawiąjącymi się w budowlach wznoszonych lub przekształcanych dla króla: zastosowano dachy mansardowe i wprowadzono dużą ilość akcentów rzeźbiarskich, które nadały bryłom lekkości i dekoracyjności.
Co istotne, przekształcenia objęły nie tylko sam pałac, ale też otoczenie. Ogromne wyzwanie stanowił nieregularny, wachlarzowy kształt parceli. Na rysunkach projektowych z lat 50. widoczne są różne próby optycznych korekt poprzedzającego korpus, trapezoidalnego placu. Ostatecznie zdecydowano się na podzielenie dziedzińca na dwie strefy: obszerną, honorową bezpośrednio przy pałacu i węższą od frontu – przy bramie wjazdowej. Taka sekwencja dwóch dziedzińców stanowiła też odpowiedź na potrzebę wprowadzenia do rezydencji funkcji ceremonialnych oraz na modę obecną w budownictwie czasów saskich (posiadającą genezę w pałacu wersalskim). Elementem podnoszącym prestiż w XVIII wieku było także posiadanie założenia ogrodowego – nie mogło więc go zabraknąć w warszawskiej rezydencji Heinricha von Brühla.
Niedocenione stulecie
Czasom saskiego ministra słusznie przypisuje się największą świetność pałacu. Nie oznacza to jednak, że schyłek XVIII, jak i całe XIX stulecie nie obfitowały w ważne i ciekawe wydarzenia. Na podkreślenie zasługują chociażby liczne wątki europejskie, dzięki którym obiekt stał się świadkiem skomplikowanych dziejów Polski i zyskał międzynarodowe znaczenie. Przykładowo od 1764 roku pałac był siedzibą Ambasady Rosyjskiej. Po przejęciu przez skarb koronny i przebudowie pod kierunkiem Domenico Merliniego rezydencja pełniła funkcję siedziby władz pruskich i francuskich. Jednym z ważniejszych epizodów z XIX-wiecznych losów obiektu może być adaptacja pałacu na rezydencję marszałka Louisa Nicolasa Davouta – wybitnego dowódcy armii napoleońskiej, uhonorowanego Krzyżem Wielkim Orderu Wojskowego Księstwa Warszawskiego (czyli ob. Virtuti Militari). W 1807 roku dla Davouta odnowiono wnętrza, przeprowadzono prace przy oficynach i w ogrodzie.
W drugiej połowie stulecia pałac stał się miejscem wydarzeń kulturalnych gromadzących rzesze odwiedzających: w samym tylko 1880 roku zorganizowano w nim charytatywną wystawę obrazów oraz pokaz wyrobów tkackich, na którym prezentowano między innymi wyroby słynnych łódzkich fabryk Heinzla czy Poznańskiego.
Kolejną znaczną przebudowę przeprowadzono w 1882 roku, po przejęciu gmachu przez Centralny Urząd Telegraficzny. W trakcie adaptacji do potrzeb nowego użytkownika wprowadzono szereg nowatorskich rozwiązań technicznych, takich jak system ogrzewania wodnego (kaloryferów). W kontekście nowoczesności warto wspomnieć, że przez teren pałacu przebiegał słynny kabel linii indoeuropejskiej (o długości ponad 8300 km!), zapewniający łączność Londynu z Indiami. Co więcej, Warszawa i Berlin były w tym okresie dwoma głównymi ośrodkami telekomunikacyjnymi w Europie. W czasach Telegrafu funkcję głównej fasady pełniła dawna elewacja ogrodowa – w tym czasie tworząca już pierzeję wytyczonej kilka lat wcześniej ul. Fredry.
Pamięć o dyplomatycznej przeszłości
Ten krótki przegląd dziejów architektury pałacu Sandomierskiego uwidacznia rangę obiektu, który mimo zmieniających się właścicieli i licznych modyfikacji nieprzerwanie pełnił istotne funkcje polityczne, dyplomatyczne czy kulturalne. Dzięki światłym i ambitnym właścicielom, do których bez wątpienia należeli Jerzy Ossoliński, Aleksander i Józef Karol Lubomirscy oraz Heinrich von Brühl – angażujący uznanych architektów – obiekt stale odznaczał się wybitnymi walorami estetycznymi. Jak wynika ze źródeł, pamięć o przeszłości, w tym o powiązaniach z działalnością dyplomatyczną, była jednym z argumentów, które w XX wieku zadecydowały o przeznaczeniu rezydencji na siedzibę Ministerstwa Spraw Zagranicznych.
Autor: dr Alina Barczyk
Artykuł ukazał się w magazynie „Stolica” nr 3-4, marzec-kwiecień 2023